Nie wiem o jakim miejscu wy myślicie przed snem imaginując sobie siebie
żyjącego w krainie marzeń, wiem tylko że wielu podczas takich myśli ma przed oczami obraz
Kalifornii. Nic w tym dziwnego, w końcu ten stan to symbol
szczęścia, słonecznych dni oraz beztroski. Myśląc o LA widzę siebie podróżującą pastelowej barwy mustangiem cabrio pod
szpalerem palm. Słońce, beztroska i burgery z in-n-out. Jak mówi podpis
na tablicach rejestracyjnych the golden state!
W moich wyobrażeniach Kalifornia jawiła się jako istny r a j na z i e m i, a zdjęcie pod napisem Hollywood było na mojej osobistej liście dwudziestu rzeczy,
które muszę w życiu zrobić. Zadanie zaliczone.
Pierwsze wrażenia.
Po
wysiadce z samolotu w Los Angeles pierwszymi rzeczami które poczułam
były oszołomienie i trudna do opisania fala gorąca. Duchota w powietrzu
praktycznie uniemożliwiała normalne oddychanie. Tu jest po prostu
piekielnie gorąco i to nie jest przyjemne uczucie. Wsiąść do samolotu w
chłodnym Bostonie i wysiąść za 6 godzin w całkiem innym klimacie - czułam się całkowicie
odrealniona. Jakakolwiek zewnętrzna aktywność fizyczna, między godziną
12-tą, a 18-tą w tym klimacie jak dla mnie graniczy z niemożliwością. Tym bardziej jak trzeba przejść z bagażami kilka kilometrów, a z walizki...odpadną kółka. Tu ostrzegam
przed kupnem toreb podróżnych na allegro, a zwłaszcza takich poniżej 200
złotych. Przemieszczanie się z niepełnosprawną walizką było dla mnie
jednym z najmniej przyjemnych aspektów podróży.
Drugie wrażenia.
Wszystko wygląda jak w filmie, dopóki nie zejdzie się z
głównych szlaków. Tam rajskie LA pokazuje swoje drugie, prawdziwsze oblicze -
latynoskie dzielnice na których panuje bieda i brud. Również ma
to swój klimat, ale nie polecam zapuszczać się w takie miejsca samemu.
Na ulicach króluje oczywiście hiszpański. Venice Beach wygląda dokładnie
tak jak opisywana jest w przewodnikach - luźna atmosfera, dziesiątki
ludzi w różnym wieku śmigający na deskach, a do tego zapach zielska wydobywający
się z co drugiej bramy. Widok zachodzącego słońca między palmami na
Venice należy do widoków których się nie zapomina.
Hollywood boulevard. Słynna aleja gwiazd, na której przejście w całości należy
chyba przeznaczyć cały dzień (!) Aleja ciągnie się dosłownie w
nieskończoność, a z głównego ciągu odchodzą jeszcze dodatkowe uliczki.
Dolby Theatre i jego okolice to miejsca które trzeba zaliczyć, tam też znajdują się gwiazdy must see. W końcu co to za pobyt w LA, podczas
którego nie zrobimy sobie zdjęcia przy gwieździe Willisa. Co ciekawe i
charakterystyczne dla USA, nawet na tak prestiżowym ciągu jak aleja
gwiazd śpią sobie spokojnie kloszardzi. Widok śpiącego menela
obok gwiazdy Britney Spears to również niezapomniany i wymowny widok.
Wbrew
pozorom zrobienie sobie zdjęcia przy słynnym znaku "Hollywood" nie
należy do najłatwiejszych zadań. Wpierw trzeba udać się na hiking po
Hollywood Hills, gdzie dominują dzikie chaszcze poprzeplatane ostrymi kamieniami. Ja sama niestety o tym nie
wiedziałam. Następnym razem pójdę jednak lepiej przygotowana #ripsandały.
Wspinaczkę w 30-stu stopniach wynagradza jednak błogi widok wesoło latających
kolibrów w okolicach Griffith Observatory. Z samego wzgórza rozlega się
też nie-sa-mo-wita panorama Miasta Aniołów, a w zakamarkach Hollywood Hills ukrywają się ekskluzywne domy rodem z GTA. Swoją drogą całe LA
jest rodem z GTA, więc jak graliście to właściwie nie musicie jechać #heheszki
Co ciekawe w Los Angeles niektóre
stacje metra to prawdziwe dzieła sztuki. Warto więc przy okazji wolnego czasu
przypatrzeć się tym ciekawszym. Warto też zrobić wiele innych rzeczy -
na przykład odwiedzić Universal Studios, LACM-ę czy też po prostu
popodziwiać panoramę miasta z perspektywy Beverly Hills. Mi niestety
zabrakło czasu, żeby poczuć prawdziwy klimat miasta, czego strasznie
żałuję. Podczas podróży cierpiałam też na permanentny brak snu, który powoduje
(przynajmniej w moim przypadku) brak większego zainteresowania
czymkolwiek i ogólną apatię. Mam jednak nadzieję, że wkrótce tu wrócę.
Chociażby po to, żeby przejechać się mustangiem cabrio pod palmami.
Dużo zdjęć, bo LA jest tego warte.
|
Canion z lotu ptaka... Istna uczta dla oka |
|
Pierwsze widoki |
|
Drugie. |
|
Ogrody na dachu <3 |
|
when D R E A M S came true |
|
Esencja Venice Beach |
|
To uczucie, gdy w tło malowniczego widoku zakrada się kwintesencja USA |
|
Stacja metra zachodniego hollywood |
|
typical view |
|
dreamy/steamy atmosphere |
|
Starline tours. Sama del Rey nie pogardziła. |
|
...czujesz się bliżej filmowego i artystycznego świata niż kiedykolwiek |
|
Zastanawiałam się kiedy moda na grube podeszwy przyjdzie do Polski. Przyszła. |
|
Everything starts h e r e |
|
...and here |
|
Klimat amerykańskich dróg nigdy nie przestanie mnie fascynować |
|
<3 |
|
Rodeo Drive |
|
Nic nie pokona Prady w mistrzowskiej aranżacji wnętrz butików. To tu kryją się marzenia kobiet. |
|
|
|
Moje ulubione zdjęcie. A bo Beverly Hills, a bo Mullholland Drive, a bo klimat Lyncha. |