niedziela, 21 sierpnia 2016

l o s a n g e l e s

Nie wiem o jakim miejscu wy myślicie przed snem imaginując sobie siebie żyjącego w krainie marzeń, wiem tylko że wielu podczas takich myśli ma przed oczami obraz Kalifornii. Nic w tym dziwnego, w końcu ten stan to symbol szczęścia, słonecznych dni oraz beztroski. Myśląc o LA widzę siebie podróżującą pastelowej barwy mustangiem cabrio pod szpalerem palm. Słońce, beztroska i burgery z in-n-out.  Jak mówi podpis na tablicach rejestracyjnych the golden state!


W moich wyobrażeniach Kalifornia jawiła się jako istny r a j na z i e m i, a zdjęcie pod napisem Hollywood było na mojej osobistej liście dwudziestu rzeczy, które muszę w życiu zrobić. Zadanie zaliczone.


Pierwsze wrażenia.


Po wysiadce z samolotu w Los Angeles pierwszymi rzeczami które poczułam były oszołomienie i trudna do opisania fala gorąca. Duchota w powietrzu praktycznie uniemożliwiała normalne oddychanie. Tu jest po prostu piekielnie gorąco i to nie jest przyjemne uczucie. Wsiąść do samolotu w chłodnym Bostonie i wysiąść za 6 godzin w całkiem innym klimacie - czułam się całkowicie odrealniona. Jakakolwiek zewnętrzna aktywność fizyczna, między godziną 12-tą, a 18-tą w tym klimacie jak dla mnie graniczy z niemożliwością. Tym bardziej jak trzeba przejść z bagażami kilka kilometrów, a z walizki...odpadną kółka. Tu ostrzegam przed kupnem toreb podróżnych na allegro, a zwłaszcza takich poniżej 200 złotych. Przemieszczanie się z niepełnosprawną walizką było dla mnie jednym z najmniej przyjemnych aspektów podróży.


Drugie wrażenia.


Wszystko wygląda jak w filmie, dopóki nie zejdzie się z głównych szlaków. Tam rajskie LA pokazuje swoje drugie, prawdziwsze oblicze - latynoskie dzielnice na których panuje bieda i brud. Również ma to swój klimat, ale nie polecam zapuszczać się w takie miejsca samemu. Na ulicach króluje oczywiście hiszpański. Venice Beach wygląda dokładnie tak jak opisywana jest w przewodnikach - luźna atmosfera, dziesiątki ludzi w różnym wieku śmigający na deskach, a do tego zapach zielska wydobywający się z co drugiej bramy. Widok zachodzącego słońca między palmami na Venice należy do widoków których się nie zapomina.

Hollywood boulevard. Słynna aleja gwiazd, na której przejście w całości należy chyba przeznaczyć cały dzień (!) Aleja ciągnie się dosłownie w nieskończoność, a z głównego ciągu odchodzą jeszcze dodatkowe uliczki. Dolby Theatre i jego okolice to miejsca które trzeba zaliczyć, tam też znajdują się gwiazdy must see. W końcu co to za pobyt w LA, podczas którego nie zrobimy sobie zdjęcia przy gwieździe Willisa. Co ciekawe i charakterystyczne dla USA, nawet na tak prestiżowym ciągu jak aleja gwiazd śpią sobie spokojnie kloszardzi. Widok śpiącego menela obok gwiazdy Britney Spears to również niezapomniany i wymowny widok.

Wbrew pozorom zrobienie sobie zdjęcia przy słynnym znaku "Hollywood" nie należy do najłatwiejszych zadań. Wpierw trzeba udać się na hiking po Hollywood Hills, gdzie dominują dzikie chaszcze poprzeplatane  ostrymi kamieniami. Ja sama niestety o tym nie wiedziałam. Następnym razem pójdę jednak lepiej przygotowana #ripsandały. Wspinaczkę w 30-stu stopniach wynagradza jednak błogi widok wesoło latających kolibrów w okolicach Griffith Observatory. Z samego wzgórza rozlega się też nie-sa-mo-wita panorama Miasta Aniołów, a w zakamarkach Hollywood Hills ukrywają się ekskluzywne domy rodem z GTA. Swoją drogą całe LA jest rodem z GTA, więc jak graliście to właściwie nie musicie jechać #heheszki

Co ciekawe w Los Angeles niektóre stacje metra to prawdziwe dzieła sztuki. Warto więc przy okazji  wolnego czasu przypatrzeć się tym ciekawszym. Warto też zrobić wiele innych rzeczy - na przykład odwiedzić Universal Studios, LACM-ę czy też po prostu popodziwiać panoramę miasta z perspektywy Beverly Hills. Mi niestety zabrakło czasu, żeby poczuć prawdziwy klimat miasta, czego strasznie żałuję. Podczas podróży cierpiałam też na permanentny brak snu, który powoduje (przynajmniej w moim przypadku) brak większego zainteresowania czymkolwiek i ogólną apatię. Mam jednak nadzieję, że wkrótce tu wrócę. Chociażby po to, żeby przejechać się mustangiem cabrio pod palmami.

Dużo zdjęć, bo LA jest tego warte.


Canion z lotu ptaka... Istna uczta dla oka

california podróżowanie kalifornia work travel usa camp leaders america

Pierwsze widoki

Drugie.







Ogrody na dachu <3

california podróż camp leaders america lato usa marzenia
when D R E A M S came true


Esencja Venice Beach


To uczucie, gdy w tło malowniczego widoku zakrada się kwintesencja USA

Stacja metra zachodniego hollywood


typical view


dreamy/steamy atmosphere






Starline tours. Sama del Rey nie pogardziła.


...czujesz się bliżej filmowego i artystycznego świata niż kiedykolwiek



Zastanawiałam się kiedy moda na grube podeszwy przyjdzie do Polski. Przyszła.

Everything starts h e r e





...and here


Klimat amerykańskich dróg nigdy nie przestanie mnie fascynować

<3





Rodeo Drive

Nic nie pokona Prady w mistrzowskiej aranżacji wnętrz butików. To tu kryją się marzenia kobiet.


Moje ulubione zdjęcie. A bo Beverly Hills, a bo Mullholland Drive, a bo klimat Lyncha.